2006/07/09

Mundial (1 Kor. 12,12)

Albowiem jak ciało jest jedno, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała, chociaż ich jest wiele, tworzą jedno ciało, tak i Chrystus. I Kor. 12,12

Przez cały miesiąc trwały Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej i dziś kończą się meczem finałowym. Cztery lata przygotowań, miesiące eliminacji i tylko jeden miesiąc rozgrywek. Ze 197 reprezentacji, które wzięły udział w kwalifikacjach, jedynie 32 dostały się do mistrzostw i wyłącznie jedna zdobędzie puchar. Piłka nożna stała się niewątpliwie najbardziej ekscytującą grą na całym świecie. Giną w niej różnice społeczne, polityczne czy religijne a wyjaśnienie tego fenomenu pochłania nie tylko naukowców ale i teologów =)

Ale zacznijmy od podstaw. Najważniejszą postacią w drużynie piłkarskiej jest trener. Doświadczony we wszystkim, powołujący zespół, uczący, pocieszający, podnoszący na duchu i karzący nieposłuszeństwo. Jest mózgiem całej drużyny a równocześnie jej opiekuńczym ojcem. A to jest przecież jeden z możliwych opisów Boga Ojca! Dla nas jest On Trenerem przez wielkie ‘T’. Kiedyś odpowiedzieliśmy już na Jego powołanie nas do Zespołu, czy posługując się terminem starotestamentowym – zastępu, i staliśmy się dziećmi Bożymi. Ale nie było to łatwe...

Zanim odbędą się mistrzostwa piłkarskie, podczas wielomiesięcznych rozgrywek eliminacyjnych decyduje się, kto na nie pojedzie. Trwają więc zacięte walki o miejsce na liście trenera. I liczą się tu osiągnięcia, wytrzymałość i doświadczenie. Bycie powołanym jest wspaniałym wyróżnieniem, ale i wielkim wyzwaniem. Usłyszeliśmy dziś jak Wielki Selekcjoner, nasz Bóg, powołał Jeremiasza i Dwunastu Apostołów. A w jaki sposób to zrobił? On nie zważał na ich wcześniejsze osiągnięcia, ale miał względem nich plan. Znał On także wszystkie wady swoich wybrańców, a mimo to chciał ich użyć. Byli oni Bogu potrzebni takimi, jakimi ich stworzył.

Jeremiasz bał się reakcji swojego otoczenia, dlatego nie chciał przyjąć Bożego powołania. Uważał, że jest nieprzydatny i że nie dorósł do wysokości zadania. Ale Bóg nie zmienił zdania w stosunku do Jeremiasza i wzmocnił go obietnicą, że jest z nim i uratuje go. Tego, kogo powołał nie zostawia samego. Oczyszcza z win, czyli pracuje nad wybranym, aby jego życie coraz bardziej odpowiadało zadaniu, jakie przed nim postawił, by należał do Jego drużyny.

Według danych Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej z 2000 roku na całym świecie grają w piłkę około 242 miliony osób, co stanowi ponad 4 % światowego społeczeństwa. Sama Federacja liczy 214 związków piłkarskich i powierzchniowo obejmuje obszar większy niż teren zajmowany przez kraje należące do ONZ. Natomiast w różnych atlasach religijnych i zestawieniach religioznawczych też można wyczytać ile osób należy do Bożej Drużyny, ale tak naprawdę wie to jednak tylko Sam Trener.

Z tekstu kazania dowiadujemy się, że w tej drużynie każdy ma swoje zadanie i miejsce: Albowiem jak ciało jest jedno, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała, chociaż ich jest wiele, tworzą jedno ciało. Kapitanem naszej Drużyny jest Jezus Chrystus a tak, jak na boisku mamy bramkarza, obrońców, pomocników czy napastników tak i na arenie życia doczesnego każdy z nas obdarzony jest innym darem i talentem. Różnimy się wiekiem i doświadczeniem, ale razem tworzymy zespół. Marek Citko odnosząc się do wspomnianych różnic ujął to w ten sposób: „prawda jest taka, że w zespole może być trzech, czterech młodych, ale sama młodzież żadnego meczu nie wygra”. Nauka wypływa z tego podwójna. Młodzi, przebojowi i impulsywni ludzie sami nie stawią czoła przeciwnikowi, bo mądrość i doświadczenie jest jednakowo ważne, ale również i starsi bez młodych mają nikłe szanse na wygranie. I w tej drużynie jesteśmy za siebie odpowiedzialni. Za działalność zboru, za atmosferę na salce młodzieżowej...

Jest jeszcze wiele ludzi na świecie, którzy nie przyjęli powołania do Bożej Drużyny. Być może boją się, że Bóg zwraca uwagę na ich słabą kondycję czy niedoświadczenie, i nie dowierzają temu, że w Jego rodzinie jest miejsce dla każdego!

Przed powołanymi stoi bardzo ważne zadanie – mistrzostwa, na które trzeba się przygotować podczas treningów. Na tych treningach Pan przekształca swoich wybranych, gdy to konieczne, bo: On nie zawsze powołuje najzdolniejszych, ale zawsze uzdalnia powołanych. A my, czytając Biblię, zapoznajemy się z regułami gry. Dzięki Modlitwie Pańskiej wiemy, jak mamy się modlić. Uczymy się zasady fair play, bo nasze zachowanie nie jest obojętne Bogu. On nam mówi: Wszystko, co byście chcieli, aby wam ludzie czynili, to i wy im czyńcie (Mat. 7, 12). Jest to dobrą podstawą dla budowania naszych wzajemnych międzyludzkich relacji. Powiedzenie stworzone przez ludzi mówi: „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Ale Jezus żąda więcej. Nie mówi tylko, aby nie wyrządzać drugiemu krzywdy, ale: Kto umie dobrze czynić, a nie czyni, dopuszcza się grzechu (Jak. 4, 17). Stawiajmy się zatem stale w położeniu innych. Tak, jak byśmy chcieli, żeby w ich sytuacji z nami postąpiono, tak i my czyńmy. I żadne podstawianie nogi, faulowanie, czy też jego wymuszanie nie wchodzi w grę! Bo karą za to jest żółta a nawet i czerwona kartka, czyli wyrzucenie z boiska. A sędzią w naszym meczu również jest Bóg Wszechmogący. To On będzie sądzić żywych i umarłych, a przez te kartki chce nam coś powiedzieć, jak czytamy w księdze Joba: Wszak Bóg przemawia raz i drugi, lecz na to się nie zważa... (Joba 33, 14).

Być może dostaliśmy kiedyś taką kartkę za złe zachowanie i zapewne, niestety, nie raz ją jeszcze dostaniemy. Ale pamiętajmy, że, jeśli będziemy siedzieć na ławce, nagrody nie otrzymamy, gra przecież toczy się dalej. Czyli koniecznie pokutujmy, by jak najszybciej wrócić do gry o największą stawkę – o nasze życie.

Jak już powiedziałam, Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej liczy 214 związki piłkarskie. Drużyn jest wiele, ale czy my jako parafianie, koło młodzieży, czy też mieszkańcy Zelowa gramy w jednej drużynie? W tej najważniejszej, Bożej Drużynie? Czy nie zdarza się, że stajemy niekiedy po przeciwnych połowach boiska? Albo, czy gramy zespołowo, czy jednak tylko w swoje gierki, dla własnych celów?

Raz widzimy w piłce nożnej zasadę fair play oraz równych szans, a innym razem dominuje na boisku idea bicia rekordów, zasada celu, którym jest zwycięstwo. I tak sportowe osiągnięcia coraz bardziej stają się tylko towarem, a kopanie w piłkę ujściem drzemiącej w człowieku agresji. Bardzo głośno mówi się teraz np. w Polsce i we Włoszech o aferze korupcyjnej i kupowaniu meczów. Czasem odbijają się jeszcze echa wpadek dopingowych wśród piłkarzy. Wykorzystywanie gry dla własnych celów może skończyć się nieszczęściem.

Gdy gra się nie zgodnie z zasadami, często dochodzi do urazów. Kontuzjowany piłkarz nie może kontynuować już gry i potrzebny jest mu lekarz.

Ile razy my przeżywaliśmy kontuzje, problemy, choroby i pytaliśmy się dlaczego tak się stało? – A Pan Bóg nie raz daje cierpienie, żeby wzmocnić naszą wiarę.
Czasem krzyczymy: „Panie, zachowaj mnie w zdrowiu, a po strzeleniu bramki będę Cię wychwalał jak Ronaldhino, będę Cię sławił na oczach tysięcy, milionów widzów!” – Ale Bóg kiwa głową: „Nie dziecko, Ja nie chcę twoich goli, majstersztyków i geniuszu — Ja chcę ciebie”.

Tak jak można osiągnąć sukces na boisku, tak i my zostaliśmy stworzeni, aby grać i zwyciężyć w najważniejszym meczu, jakim jest nasze życie. Wygrana to pewność tego, co spotka nas po końcowym gwizdku naszego życia. Bo największym sukcesem człowieka wierzącego jest to, że będzie zbawiony, reszta sukcesów jest maleńka. Dlatego zadaniem drużyny jest grać – czyli wyznawać i dzielić się swoją wiarą z innymi. Nazwijmy po imieniu w co wierzymy, co przeżyliśmy, doświadczyliśmy, i nie zapierajmy się tego, bo to zakłóca naszą społeczność z Kapitanem, Jezusem Chrystusem. Bóg mógłby posłać swego anioła na ziemię, aby o Nim opowiadał. Powierzył jednak to ważne zadanie do wypełnienia naśladowcom swojego Syna, dlatego możemy wyznawanie postrzegać jako nasz szczególny przywilej. W Ewangelii Mateusza czytamy, że Jezus przyzna się tylko do tych, którzy wyznają Go na ziemi. Kto zaś zaprze się Go, tego i On zaprze się w niebie (Mt. 10, 32-33).

Stanisław Terlecki wyraził niedawno opinię, że z piłką jest tak, jak Chrystus powiedział: Błogosławię Cię, Panie, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi, a objawiłeś maluczkim. Piłka nożna jest grą od Jezusa dla prostych ludzi. Dlatego każdy Brazylijczyk ma na koszulce serce i napis „Kocham Jezusa”. Niektórzy piłkarze z reprezentacji Brazylii po wygraniu tytułu mistrzów świata przed czterema laty włożyli koszulki z napisami: „Należę do Jezusa” i „Jezus cię kocha”. To się nazywa wyznawanie Boga!

Ale gwizdek sędziego przebrzmiał, mecz się już dawno zaczął. Tak więc nie stójmy w miejscu a biegnijmy naprzód. Słuchajmy Kapitana, pomagajmy sobie nawzajem, razem zmagajmy się z przeciwnikiem i nie dajmy mu strzelić nam bramki, mało tego – nie strzelmy sobie gola samobójczego, lecz na co dzień wiernie wyznawajmy Pana Zastępów, który jest naszym Trenerem. I walczmy o najwspanialsze ze wszystkich trofeów - o wieniec żywota.
Amen.

2006/04/14

Całkiem niedawno we śnie (1 Pt 2,24-25)

I Piotra 2,24-25

CAŁKIEM NIEDAWNO WE ŚNIE WIDZIAŁAM TO WZGÓRZE. W NIM, TAMTEN KRZYŻ NA GOLGOCIE, POSTAWIONO DLA MNIE. TO JA WYCIĘŁAM DREWNO Z LASU, POCIĘŁAM JE NA KAWAŁKI, ZBIŁAM W CAŁOŚĆ, A W DODATKU POSTAWIŁAM NA TYM WZGÓRZU. SWOIM ŻYCIEM PODPISAŁAM NA SIEBIE WYROK ŚMIERCI. PODCZAS ROZPRAWY SĄDOWEJ OSKARŻYCIEL NIE ZAPOMNIAŁ O ŻADNYM Z MOICH WYSTĘPKÓW. ZACZĘŁO SIĘ DOŚĆ NIEWINNIE: PLOTKA, PÓŁPRAWDA, ZANIEDBANIE... ALE JUŻ PRZY PIERWSZYM SŁOWIE, Z TWARZY SĘDZIEGO, DAŁO SIĘ WYCZYTAĆ PRZERAŻENIE POŁĄCZONE Z CZYMŚ, CZEGO NIE MOGŁAM SOBIE WYTŁUMACZYĆ. ZDAWAŁO MI SIĘ, ŻE W JEGO OCZACH ZAKRĘCIŁA SIĘ ŁZA... JEDNAK PROKURATOR BEZLITOŚNIE KONTYNUOWAŁ: WAGARY, ŚCIĄGANIE NA KLASÓWKACH, KŁAMSTWO, BRAK SZACUNKU DO RODZICÓW, FAŁSZERSTWO, KRADZIEŻ, OCZERNIANIE...

NIE MOGŁAM JUŻ TEGO SŁUCHAĆ. NAGLE POJAWIŁY SIĘ WYRZUTY SUMIENIA. CZUŁAM, ŻE JEST JUŻ NA TO ZA PÓŹNO, ALE TO BYŁO TAK NOWE UCZUCIE DLA MNIE, IŻ MYŚLAŁAM, ŻE MI POMOŻE. MÓJ PŁACZ PRZERODZIŁ SIĘ W KRZYK, ALE NIESTETY NIE POTRAFIŁAM ZAGŁUSZYĆ MOWY OSKARŻENIA. ROZEJRZAŁAM SIĘ PO SALI; NIE MIAŁAM OBROŃCY A NA WIDOWNI SIEDZIELI POKRZYWDZENI WŁAŚNIE PRZEZE MNIE LUDZIE. BYLI TAM WSZYSCY MOI ZNAJOMI ALE WIELU TWARZY NIE MOGŁAM ROZPOZNAĆ. BAŁAM SIĘ SPOJRZEĆ IM W OCZY. WTEDY PIERWSZY RAZ TAK NAPRAWDĘ, POMYŚLAŁAM, ŻE ŚNIĘ. ZDAWAŁO SIĘ TO TRWAĆ WIEKI A JA WCIĄŻ I WCIĄŻ SŁYSZAŁAM SWOJE PRZEWINIENIA. DOPIERO PO DŁUGIM CZASIE USŁYSZAŁAM PYTANIE, KTÓRE ZACZĘŁO SIĘ ODBIJAĆ W MOJEJ GŁOWIE NICZYM ECHO: CZY PRZYZNAJESZ SIĘ DO WINY?

SĘDZIA NIE POTRAFIŁ JUŻ UKRYĆ SWOICH ŁEZ. PATRZYŁ NA MNIE TAK WYMOWNIE... I WTEDY SOBIE PRZYPOMNIAŁAM... ON MIAŁ OCZY TEJ STARUSZKI, KTÓRĄ OKRADŁAM. I TEGO BIEDAKA, KTÓRY PROSIŁ O POMOC, ALE JEJ ODE MNIE NIE OTRZYMAŁ. TO BYŁY ŁZY MOICH RODZICÓW, GDY SIĘ DOWIEDZIELI, ŻE ICH OSZUKAŁAM. USTA SĘDZIEGO MIAŁY WYRAZ ZAWODU, JAKI SPRAWIAŁAM MOIM BLISKIM.

NAGLE TE USTA STANOWCZO WYRZEKŁY JEDNO ZDANIE: WINNA JEST ZARZUCANYCH JEJ CZYNÓW I PONIESIE ZA TO ŚMIERĆ. WTEDY KTOŚ Z SALI ZACZĄŁ KRZYCZEĆ „UKRZYŻUJ, UKRZYŻUJ!”
BYŁAM PRZERAŻONA. WIEDZIAŁAM, ŻE TEN WYROK JEST SPRAWIEDLIWY, ALE Z GŁĘBI SERCA BŁAGAŁAM SĘDZIEGO O UŁASKAWIENIE. COŚ W JEGO OCZACH DAWAŁO MI ISKRĘ NADZIEI, RESZTKAMI WYOBRAŹNI WIDZIAŁAM GO MÓWIĄCEGO: JUŻ DOBRZE, JUŻ DOBRZE, JA PONIOSĘ ZA CIEBIE ŚMIERĆ I BĘDZIESZ ZNOWU WOLNA. ALE TAK SIĘ NIE STAŁO. ZAMIAST SŁÓW O WOLNOŚCI USŁYSZAŁAM, ŻE NA PROŚBĘ O PRZEBACZENIE JEST JUŻ ZA PÓŹNO.

Wtedy obudziłam się ze snu. Proszę, obudźmy się razem z tego snu, z tego braku nadziei i marazmu. Bo nie miał on szczęśliwego zakończenia. Nie było w nim już żadnej deski ratunku. W tym śnie nie przyznałam się przed sądem do winy, dlatego nie było mi dane nadzwyczajne złagodzenie kary. W tym śnie nie było nikogo, kto mógłby się za mną wstawić, obronić mnie. Jednak nasz „sen”, czyli nasze życie, jeszcze się nie skończyło. My mamy czas przyznać się do winy i iść po ratunek pod krzyż. Pod krzyż, na którym zawisł Chrystus.

Z tekstu biblijnego, który wybrałam na dzisiejsze nabożeństwo, dowiadujemy się nie tylko, że mamy upragnionego obrońcę, Jezusa, ale również, jak być chrześcijaninem, czyli jak ma przebiegać nasza resocjalizacja.

Dzięki Chrystusowi uczymy się, że chlubą nie jest cierpieć sprawiedliwie, ale cierpieć niewinnie. Cierpieć sprawiedliwie to jakby się chwalić wśród znajomych, że dostało się lanie za nieposłuszeństwo rodzicom. Jaki w tym sens?! W Chrystusie nie znaleziono grzechu a mimo to Go ukrzyżowano. Czy On był chwalipiętą?? Nie.

A my? Jak często wywyższamy się nad innych? Jak często oddajemy złem za złe, gdy nam ktoś ubliża? A gdy jesteśmy terroryzowani przez naszych zwierzchników, czy sami nie dokuczamy naszym podwładnym? Czym jest np. fala w wojsku, czy też tak zwane kotowanie pierwszoklasistów? Jakże trudno przychodzi nam odpuszczenie, gdy łatwo można się zemścić. A Biblia uczy, byśmy szli za Jezusem, który gdy Mu złorzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem, gdy cierpiał, nie groził (w. 23).

Niekiedy zastanawiamy się też dlaczego przydarza się nam coś złego i wówczas niedaleko nam do oskarżania Stwórcy. Pytamy Boga dlaczego akurat nam się to przytrafiło, dlaczego na to pozwolił i często odwracamy się od Niego. Ale nawet, jeśli jesteśmy przekonani, tak jak Job, że nic złego nie uczyniliśmy, spójrzmy na krzyż. Czy ten, który na nim zawisł był winny swej śmierci?

W pewnym sensie Bóg, powołując nas do istnienia wydał na nas wyrok śmierci, dał nam przecież wolność wyboru a my, jak głupcy, i tak naszym życiem podpisujemy sami na siebie ten wyrok śmierci. Jednak poprzez śmierć Jezusa możemy być wprowadzeni do nowego życia. Tylko przez nasz udział w śmierci Chrystusa możemy być uczestnikami Jego wskrzeszenia. Tylko przez przyznanie się do winy i szukanie ratunku w Jezusie, możemy otrzymać ułaskawienie.

Razem ze Zbawicielem, my na tym krzyżu mamy umrzeć dla grzechu, by odrodzić się dla sprawiedliwości, czy innymi słowy – by nie pakować się w kolejne tarapaty. Tej szansy, danej nam przez Boga w Chrystusie nie możemy zmarnować. Jeśli na tej sali jest ktoś, kto żyje jeszcze w areszcie grzechu to to, co teraz powiem, jest skierowane właśnie do ciebie. To tylko dzięki cierpliwości Stwórcy i Jego zwlekaniu przed dokonaniem ostatecznej zagłady świata, masz odroczenie kary wiecznej. Twoim adwokatem jest Szatan, - ale nie myśl, że pozwoli się tobie z tego więzienia wydostać, bo on w dalszym ciągu jest też twoim oskarżycielem. A ty każdym czynem pogarszasz swoje położenie. Bo Bóg nie jest jakąś tam prywatną osobą, a grzech – jedynie krzywdą osobistą: Bóg jest twórcą praw, które łamiesz, a grzech jest buntem przeciwko Niemu. Ale mimo wszystko masz jeszcze możliwość zmienić mecenasa, wybrać tego, który za wszelką cenę chce ciebie wydostać z tego zesłania. Mało tego. On już złożył apelację i może wygrać Twoją sprawę, jeśli ty będziesz tego chciał. Spójrz na to wzgórze i ten krzyż. Tam jest droga do wolności.

Po kazaniu zaśpiewam pieśń, która dotyczy rozważanego dziś tekstu. Nauczyłam się jej niedawno na jednym z nabożeństw w Pradze a jej wolne tłumaczenie brzmi tak:

Twoje grzechy kiedyś cię dogonią
Będziesz chciał spalić za sobą mosty
Ale wszystko to, co złe, ciągniesz za sobą w ciemnościach duszy.
Twoje grzechy kiedyś cię dogonią

Nie wiesz, czy jest sens się znowu starać
Wahasz się też, czy znowu nie zacząć grać
A może już czas zacząć żałować swoich grzechów?

Twoje grzechy kiedyś cię dogonią
Będziesz chciał spalić za sobą mosty
Ale wszystko to, co złe, ciągniesz za sobą w ciemnościach duszy.
Twoje grzechy kiedyś cię dogonią

Mimo wszystko, ja chcę dać tobie coś ważnego
Chcę znowu cię prowadzić
Bo twoje grzechy Ktoś już na siebie wziął
Twoje grzechy na siebie Ktoś wziął


Ale niektórzy z nas nie są już zostawieni samopas, nie są takimi zbłąkanymi owcami. Mamy już swojego Pasterza, stróża naszych dusz, i wiemy, że tylko przez przynależność do Bożego stada możemy się bezpiecznie paść na dobrych pastwiskach. Bo nasz Dobry Pasterz gromadzi swoje stado, troszczy się o zaginione owce, chroni przed niebezpieczeństwami i wilkami, leczy chorych oraz poświęca się dla nas, swoich podopiecznych.

I choć rzeczywistość często bywa bardziej skomplikowana, może się nam wydawać, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia, albo że musimy dorzucić swoje trzy grosze do rozmowy, bo inaczej urażono by naszą osobę; mimo że nawet czasem na Bożym pastwisku jesteśmy samotni i zagubieni, czy też zbulwersowani, gdy widzimy w nim podziały oraz kłótnie i znów zaczynamy wątpić w znaczenie krzyża, to nie zapominajmy, że Chrystus umarł na krzyżu właśnie za to wszystko, za występki nasze i innych. Zatem z wyrozumieniem dla bliźnich i dla samych siebie uczmy się stale na nowo wyznawać swoje grzechy oraz odpuszczać innym tak, jak On odpuścił nam.

Nasza rozprawa sądowa jest bardzo podobna do mojego snu, ma tylko zupełnie inne zakończenie. Sędzia po ogłoszeniu wyroku śmierci na nas, wstał, zdjął swoją togę, i w nasze miejsce, właśnie zamiast nas, On pozwolił się skuć kajdankami i poszedł na śmierć. Właśnie dziś wspominamy wykonanie naszego wyroku śmierci. Stało się to, co miało się stać. Dlatego wolą Bożą jest to, byśmy z wdzięcznością i radością patrzyli na ten krzyż, bo ostatnim słowem nie będzie cierpienie czy śmierć, ale zwycięstwo i życie wieczne.

Umarł.
A to ja się Go zaparłam.
Umarł.
A to ja miałam zawisnąć na tym krzyżu.
Umarł.
A ja, dzięki temu, żyć będę.

Amen.